Sposób dziadka na oświetlenie domu nawet przy niskim napięciu sieciowym
Wiesz, dobrze, że Yandex wymyślił Zen. Szczerze wzruszony!
Tutaj ludzie swobodnie dzielą się swoimi codziennymi doświadczeniami i opowiadają najciekawsze historie z życia. Przeczytaj to.
Dlatego chcę wnieść swój niewielki wkład w tę kolekcję przydatnych pomysłów na życie. Mój artykuł będzie trochę z serii „Opowieść o głupich sąsiadach”, a więcej o „elektryczności”.
Co jeśli sieć ma ~ 170 woltów?
Ta historia dotyczy mojego dziadka - młodość poświęcił pracy jako maszynista lokomotywy elektrycznej, aw latach 50. studiował na uniwersytecie, co było rzadkością.
Oznacza to, że dziadek dużo wiedział o elektryczności. I tak w naszym domu, w sektorze prywatnym, zaczęły się problemy z napięciem - nawet żarówki nie zapalały się z pełną mocą. Albo jakiś sprytny facet parał się transformatorem, albo kable miały duże straty - nie wiem.
Aby nie mieszkać w domu jak krety w jamie, mój dziadek podszedł do sprawy - przywiózł z pracy żarówki zaprojektowane na niskie napięcie (~ 24-25 V) i podłączył je szeregowo do sieci 220 woltów.
W efekcie sieć żarówek Zh24-25 zaczęła świecić, a nasz dom był jedynym normalnie oświetlonym na całej ulicy.
Sąsiedzi, widząc jasne światło w oknach, zapukali do funkcjonariusza policji rejonowej i do Gorsvet. Ci ostatni niechętnie przyszli (aż 3 lub 4 osoby), spojrzeli na przebiegły system, potrząsnęli głowami i wyszli: bez zbrodni - tylko właściciel domu ma mózgi na stanie, a nie na zamówienie.
Lampy pełniły rolę rezystorów i obniżały napięcie do poziomu wymaganego do ich normalnej pracy. Było to regulowane liczbą żarówek podłączonych do sieci w tym samym czasie.
Jakie niespodzianki dali ci sąsiedzi?
Czekam na Wasze komentarze, podyskutuję, podzielę się doświadczeniem z walki!