Po co importować ziemię, skoro można ją odebrać sąsiadowi?
Wielu moich przyjaciół i wy, drodzy czytelnicy-komentatorzy, piszą i dzielą się tym, jakiego rodzaju ziemię iw jakiej ilości przywieźli do swoich letnich domków, aby zwiększyć żyzność gleby.
Zawsze trzymałem się z boku i nie powiedziałem, skąd biorę glebę do nawożenia łóżek. Czas to naprawić i podzielić się swoim życiem. Dlatego powstał Zen - aby podzielić się sztuczkami wiejskiego domu i konstrukcji 😀
Faktem jest, że naprzeciwko mnie jest całkowicie opuszczony obszar podmiejski. Sąsiedzi, do których należy, nie pojawili się na miejscu od piętnastu lat. Nie ma tam nawet ogrodzenia - tylko ściana drzew.
Naturalnie miejsce to zostało natychmiast zalane klonem amerykańskim - niezwykle wytrzymałą rośliną, która rośnie od 1,5 do 2 metrów rocznie.
Aby gałęzie klonu nie blokowały przejścia wzdłuż alei, raz w roku odcinam cały młody przyrost i zostawiam go tam, gdzie gnije, po przeciwnej stronie. Przez rok liście gniją, a na granicy terenu gromadzi się niesamowita czarna gleba.
Ciągnę tę czarną ziemię do łóżek. Zbiory są dobre.
Z jednej strony mylę się, zabierając czarną ziemię z sąsiedniej działki.
Z drugiej strony, poza mną, żaden z ogrodników nie opiekuje się opuszczoną działką: wszyscy jeżdżą drogą, a tylko ja ścinam gałęzie. Oprócz dużych kłód tylko ja spalam - nikt tego nie potrzebuje.
Okazuje się, że produkuję czarną ziemię z liści i biorę ją. Coś w rodzaju odległej farmy na długoterminowej dzierżawie za przyzwoleniem właścicieli.
Co sądzisz o tym?
Chętnie usłyszę Twoją opinię w komentarzach do tego artykułu.
Dzięki za przeczytanie do końca!