Moskale masowo wyjeżdżają na wieś, by w ogrodzie czekać na samoizolację
Ostatnio usłyszałem dwie liczby, które mnie zaintrygowały. Pierwsza to informacja, że na początku kwietnia ok. 850 tys. Mieszkańców opuściło Moskwę własnymi samochodami i… nie wjechało z powrotem do stolicy. Druga liczba została ogłoszona w raporcie dyrektora wykonawczego Światowego Programu Żywnościowego ONZ (WFP) Davida Beasleya. Urzędnik powiedział, że pandemia może doprowadzić do głodu o prawdziwie biblijnych wymiarach - na świecie jest obecnie 821 milionów niedożywionych. mężczyzna. Jeśli sytuacja z wirusem nie zostanie rozwiązana w ciągu najbliższych czterech miesięcy, liczba głodujących może wzrosnąć do 1,5 miliarda.
Pytasz: „Jak, czy te dwie liczby są powiązane?” To jest bardzo proste! Brak jedzenia to bardzo poważny problem! I tutaj nie należy oczekiwać przychylności państwa, trzeba o tym zdecydować samemu. Podobno pojęcie „wiejskiego Moskala” nabiera widocznej formy i przestaje być żartem. W promieniu 150 km od stolicy znajduje się wiele opuszczonych wiosek, na których można kupić małą działkę za grosze grunt z zabudowaniami (no cóż, nie można na nich liczyć - zazwyczaj domy i szopy są w opłakanym stanie i wymagają naprawic). Masowy exodus Moskali na wieś pośrednio wskazuje, że ludzie zdecydowali się uporać z uprawą żywności na swoich prywatnych działkach.
Interpoluję sytuację we wsi, w której mieszkam od 5 lat (znajduję się 150 km od Belokamennaya). Tak więc oficjalnie zarejestrowaliśmy 9 mieszkańców. Trzy ulice, około 60 budynków. Jeszcze raz wyjaśnię: przy zaledwie dziewięciu mieszkańcach praktycznie nie ma opuszczonych domów. Kto je zaludnia? Sądząc po tym, jak moja wieś ożyła latem, Moskale używali tych domów jako daczy, tj. sezonowo. Wiele udało mi się poznać.
Tej wiosny sytuacja uległa dramatycznej zmianie. Wielu moich sąsiadów przybyło do wioski pod koniec marca i zamierzają tu zostać do jesieni. Niektórzy Moskale, jak ja, zdecydowali się przenieść do wsi na pobyt stały, tj. mieszkają tu na stałe, nie tylko w sezonie letnim. A jednak uderza: wcześniej wielu letnich mieszkańców nie zawracało sobie głowy ogórkami, ziemniakami i pomidory (kupuje się je na lokalnym bazarze), wolę siać trawnik przydomowy trawa. Teraz ten „sybaryzm” dobiegł końca. Prawie nikt nie ma trawników i leżaków, ale widać nawet łóżka z sadzonkami. Sąsiedzi aktywnie sadzą ziemniaki, już jedzą rzodkiewki i młodą zieloną cebulę.