Jak „moskiewscy gawędziarze” kupili Dom na Wiosce, realizując swoje dawne marzenie o byciu „poza zasięgiem” w dużych miastach
Jak przemieszczać się z miasta do kraju. Poruszające historie, z jakimi trudnościami musiałem się zmierzyć. O zaletach i wadach życia na przedmieściach. Nasza subskrybentka podzieliła się z nami swoją historią.
Mój mąż i ja od dawna i wytrwale marzyliśmy o wyjeździe z Moskwy do odległej małej wioski. Planowaliśmy mieć kilka kurczaków, kilka prosiąt i kozę, aby wyhodować ogródek warzywny - aby zapewnić sobie więcej częścią produktów ekologicznych, prowadź spokojne, miarowe życie i oddychaj naprawdę czysto powietrze.
Jesteśmy zmęczeni wielkimi miastami z ich zgiełkiem, smogiem i śmieciami na obrzeżach. Dużo z nich podróżowaliśmy, bo praca była związana z wyjazdami służbowymi. Jestem hydrogeologiem, mój mąż jest majstrem wiertniczym. Mieszkali w hotelach, hostelach i namiotach, wynajmowali mieszkania i generalnie w przyczepach wiertniczych. Bogate doświadczenie w podróżowaniu sugerowało, że najlepiej byłoby nam czuć się we własnym domu, z dala od dużych miast.
Znaleźliśmy nasz dom w Internecie. Długo szukaliśmy, wybraliśmy region, kierunek i dom z parametrami, które nam odpowiadają. Gdy tylko zobaczyli cud żółto-bordowo-liliowo-niebieski, zakochali się w nim. Znajomi nazywają to domem z piernika.
W 13. roku zrealizowaliśmy swoje marzenie: zadzwoniliśmy, umówiliśmy się z właścicielami na oglądanie i wyjazd do Region Jarosławia i znajomość z naszym przyszłym DOMEM mile nas zaskoczyły i przewyższyły wszystkie nasze oczekiwania!
Działka, na której stoi dom - 20 arów - jest już dobra! Dom jest solidny, prawdziwie rustykalny: duża weranda, weranda, hol wejściowy, kuchnia 10 m, 4 pokoje, warsztat dla męża, latarnia (pokój letni), hodowla bydła, drewutnia, a do tego sucha podziemna podłoga. I, oczywiście, holenderski piekarnik ze świeżym murkiem jest prawie nowy. Do tego garaż, łaźnia i studnia, z której woda jest dostarczana do domu: pod prysznicem iw kuchni jest woda ciepła i zimna. Tak... prawie zapomniałem: kolejna ładna altanka i mały staw z karaśami!
Prawie się nie wahaliśmy: dokumenty do sprzedaży były gotowe, umowa została sporządzona, zapłacono wymaganą kwotę, a dzień przeprowadzki ustalono na koniec maja.
Ponieważ kupiliśmy dom z całą zawartością, musieliśmy tylko zabrać naczynia z miasta, rzeczy osobiste, różne szmaty (na przykład pościel) i mojego ukochanego kota o imieniu Red. Anton, przyjaciel mojego brata, zabrał nas i cały nasz dobytek na miejsce docelowe swoją furgonetką. Zgodziliśmy się na rozsądne pieniądze. Nie było szczególnych problemów z przeprowadzką, martwili się tylko o Rudego, bo kot był zdenerwowany i usiłował wyskoczyć z drogi.
W ten sposób opuściliśmy Moskwę i zamieszkaliśmy w małej wiosce w regionie Jarosławia w naszej rozległej Ojczyźnie. Z czego jesteśmy zadowoleni i zadowoleni.
Nawiasem mówiąc, po 2-3 dniach po spotkaniu z sąsiadami usłyszeliśmy od wielu osób pytanie: „Dlaczego jesteś na pustyni, we wsi?”. Odpowiedź brzmiała: „Żyj swobodnie!” Mieszkańcy doszli do ciekawego wniosku: mówią, że Moskale widzieli dość głupich reklam. Od tamtej pory nazywano nas „moskiewskimi gawędziarzami”. Tak żyjemy do dziś. Tylko ta klikuha po 2-3 latach jakoś sama odpadła.
Jeśli podobała Ci się moja historia, zostaw kliknięcie lub napisz w komentarzach. W kolejnych opowieściach opowiem Wam jak osiedliliśmy się, przyzwyczailiśmy i przyzwyczailiśmy się do lokalnego życia współczesnego życia na wsi