Mąż nic nie wie: czy warto z nim mieszkać tylko dlatego, że jest dobrym człowiekiem - zadaję to pytanie
Może mój problem wyda się komuś śmieszny lub trywialny, ale naprawdę nie wiem, co robić, jestem kompletnie zdezorientowana... Faktem jest, że mój mąż nic nie wie. Myślę, że dobrze zrozumieją mnie tylko ci, którzy byli w podobnej sytuacji. Ale zacznę w kolejności.
Spodziewałam się od mojego przyszłego męża, że zostanie prawdziwym panem, pomoże mi w domu, że będziemy mogli stworzyć z nim własne przytulne gniazdo.
Bardzo mnie kochał, zawsze zwracał na mnie uwagę. Błyskawicznie ucieszyłem się, gdy po ślubie w końcu przenieśliśmy się do naszego mieszkania, które miało być całkowicie odnowione. Jak bardzo myliłem się w swoich pomysłach!
Okazało się, że nie jest w stanie nic zrobić. Oczywiście jego zawód nie zobowiązuje go do korzystania z narzędzia, jest moim księgowym. Pomyślałam jednak, że z czasem mój mąż nauczy się przynajmniej najprostszych rzeczy: wymienić kran, naprawić gniazdo, naostrzyć noże.
A potem opanuje już coś trudniejszego. Ale gdzie tam! Nasze naprawy utknęły w martwym punkcie, zanim jeszcze się rozpoczęły.
Myślę, że każdy jest zaznajomiony z cenami, jakie żądają brygadziści-kierownicy za swoją pracę. Zwykle muszą zapłacić tyle, ile materiał, aby koszty naprawy.
A ja i mój mąż nie mieliśmy wtedy na to dość pieniędzy. Jakoś błagała go, żeby spróbował to zrobić. Cóż, zarabiałby niezłe pieniądze i dałby mi pieniądze na te wszystkie domowe wydatki. Okazuje się jednak, że sam nie może tego zarobić ani zrobić.
Zniszczył więc nowy kran, coś w nim przekręcił, po czym przez zaniedbanie zepsuł zupełnie nową muszlę klozetową - generalnie liczyło się tylko straty, a ja generalnie milczę o oszczędzaniu.
Bardzo się wtedy pokłóciliśmy, przez miesiąc nie rozmawialiśmy. Naprawa stała się. Poprosiłem sąsiada, żeby jakoś zrobił nam łazienkę, zapłacił mu pieniądze, które udało jej się zebrać. Śmiał się też z mojego męża, że nic nie może zrobić, tak się wstydziłam z tego powodu.
Wtedy urodziła się nasza córka. Ani kupiona przeze mnie kołyska, ani gniazdko umożliwiające poruszanie się lampki nocnej nie zostały przesłuchane. Powiedział - już o to walczyliśmy, wystarczy, jeśli trzeba - zatrudnij mistrza.
Chętnie zrobię wszystko sama, ale jestem kobietą. Nie możesz iść na studia jako hydraulik, żeby zrobić wszystko sam?
I nie wiem, co robić: wszystko wypada mu z rąk, bez względu na to, co bierze. Nie oczekuję już niczego od niego. I nawet myślę, że pomyliłem się w swoim wyborze.
Ale to dobry człowiek, bardzo mnie kocha, rzadko przysięgamy z innego powodu, z wyjątkiem tego. A on w ogóle nie pije, przynosi mi prezenty na każde wakacje.
Ale jaki sens ma człowiek, skoro jego ręce, przepraszam, wyrastają z niewłaściwego miejsca, a na ślusarza po prostu nie mamy pieniędzy?
Poprosić mistrza o wymianę żarówki - cóż, przepraszam, ale szkoda. Ludzie będą się po prostu śmiać. Okazuje się, że bez względu na to, jak dobry jest człowiek, ale jak z nim żyć, jeśli nie ma z niego żadnej korzyści, poza tym, że przynosi pieniądze z pracy? A jeśli spojrzeć na to, nie ma ich zbyt wiele.
Co myślisz? Co powinienem zrobić na moim stanowisku? Czy warto zostać z takim mężczyzną? A może trzeba przejmować się uczuciami i przyprowadzić do domu kogoś, kto przynajmniej może trzymać w rękach śrubokręt?