Mięso wędzimy po zakupie we wsi
Tradycyjnie już na początku zimy mięso kupujemy we wsi w dużych ilościach, aby starczyło na cały rok. Część z nich po prostu zamrażamy, część używamy do gotowania gulaszu. Ponadto wszyscy w naszej rodzinie uwielbiają wędzonki z kością, które gotuje mój mąż.
Jego palacz to bardzo nieporęczne urządzenie na skraju naszego warzywnika. Składa się z rzeczywistej wędzarni, w której rozwieszane jest jedzenie, długiego komina, w którym schładza się dym oraz pieca, który ładuje drewnem z gatunków drewna. Szczególnie lubi lasy jabłkowe i inne drzewa owocowe. Wszyscy przyjaciele i znajomi zamawiają mu wędzonki, boczek, kurczaka. W tym celu oczywiście zbierają odpowiednie drewno opałowe, którego mamy w dużym deficycie.
Przed wędzeniem mięso należy marynować i solić. Dopiero wtedy można go wędzić, w przeciwnym razie nie będzie się nadawał do jedzenia. Sól zmiękcza włókna i sprawia, że mięso jest miękkie.
Najgrubszą miazgę z kości kroimy na mięso mielone, pozostawiając grubą warstwę.
Następnie przygotowuje się mieszankę dużej ilości czosnku, soli, liścia laurowego oraz mieszankę przypraw, które zawsze przywozimy z wypraw nad morze. Kupujemy je tam we wsiach i wioskach w dużych ilościach. Proporcje są dowolne. Mieszanka powinna dać sok wraz z mięsem do namoczenia.
Po marynowaniu kawałków w tej mieszance przez około 2-3 dni należy je zawiesić na haczykach do wędzenia i zawiesić w wędzarni. I przez około 10-16 godzin palić dymem z drewna opałowego. Dzięki tej metodzie gotowy produkt nie pachnie zbytnio, ale jest umiarkowanie wędzony i soczysty.
Po tym czasie aromatyczne wędzonki rozpływające się w ustach są gotowe. Jest pokrojony w cienkie plasterki i używany jako przysmak. To świetna przekąska i uczta dla mięsożerców.
Oczywiście procesu wędzenia mięsa nie można nazwać prostym. Ale w razie potrzeby każdy może zbudować wędzarnię i wykorzystać ją na potrzeby rodziny.