Złe miejsca: dlaczego nie warto kupować domów po złych gospodarzach
Mówią, że dom akumuluje energię wydarzeń w nim zachodzących. Radość, szczęście, szczęście... ale może pijaństwo, napaść, choroba – mury to wszystko pochłaniają, a potem, gdy są przytłoczone, oddają. Czy w to wierzysz? Trudno odpowiedzieć, dopóki nie sprawdzisz tego na własnym doświadczeniu. Nasza rozmówczyni Irina podzieliła się swoimi długofalowymi obserwacjami dwóch „opętanych” obiektów. Czytaj dalej, aby uzyskać więcej informacji.
Krótko o sobie
Jestem nauczycielem w szkole. Uczę fizyki i matematyki. Nie wierzę w demony, nie skłaniam się ku kościołowi. Jednak niektóre wydarzenia, które miały miejsce na mojej ulicy, skłoniły mnie do ponownego przemyślenia moich poglądów i przyznania się do założenia o istnieniu czegoś nadprzyrodzonego i dalekiego od dobrego, ale strasznego i przerażającego.
W 1993 roku, po ukończeniu studiów, znalazłem pracę w szkole w podmiejskiej wsi. Obszar nie wyróżnia się niczym szczególnym: większość budynków to stare domy prywatne; istnieje kilka dwupiętrowych budynków wielomieszkaniowych. Tam też się osiedliłem - kupiliśmy z mężem mały murowany dom na sześciu akrach.
Opowiem możliwie zwięźle o dwóch utraconych miejscach, w których nowi właściciele nie znaleźli ani szczęścia, ani spokoju, ani dobrobytu. A niektórzy nawet zniknęli z całą rodziną, jeśli oczywiście można tak to ująć.
Dom „zjadł” rodzinę
Sto metrów ode mnie mieszkała duża rodzina. Mąż pracował jako kierowca, jego żona pracowała w fabryce odzieży. Kiedyś rozpoczęli budowę dwupiętrowego domu, ale nigdy go nie ukończyli, osiedlając się na niedokończonym pierwszym piętrze.
Cały czas kulili się w letniej kuchni przerobionej na mieszkania. Była to jednak mała chłodnia z piecem opalanym drewnem, w której musiało zmieścić się zresztą sześć osób. Z rozpaczy osiedlili się jednak w kilku wykończonych lokalach swojego niedokończonego budynku. Oczywiście nie było tam żadnych warunków i normalnych napraw.
Chociaż mój mąż pracował, był nałogowym alkoholikiem. Cały weekend, cały wolny czas, pił. Gdy został pozbawiony swoich praw, dostał pracę na budowie, ale pijaństwo tylko się pogorszyło. Często spał pod płotami, regularnie bił żonę i był stałym bywalcem miejscowej policji. Ale nigdy nie wsadziła go do więzienia - w końcu trudniej jest wykarmić jedno dziecko.
Ich dzieci: dwie nastolatki ze szkoły zawodowej i dwie dziewczynki w wieku szkolnym. Dziewczyny są bardzo dobre i zdolne, dobrze się uczyły - podobno pojechały do matek. Ale chłopcy to prawdziwi geekowie: od 15 roku życia zaczęli pić, a potem przeszli na narkotyki.
Wynik tej rodziny jest przewidywalny i smutny. Mój mąż zmarł na raka wątroby - wypalił się w ciągu zaledwie sześciu miesięcy. Najstarszy syn zginął z powodu długów narkotykowych na podwórku. Najmłodszy trafił do więzienia za handel narkotykami. Kobieta, tracąc swój ciężar, sprzedała dom i przeniosła się z dziewczynami w inne miejsce. Nawiasem mówiąc, teraz wszystko jest z nimi w porządku - oboje pobrali się, mieli dzieci, pracują, żyją normalnym życiem.
Nowy właściciel
Kupił je niedokończone przez odwiedzającego przedsiębiorcę. Następnie na naszym terenie zaczęli aktywnie kupować grunty i nieruchomości, ponieważ znajdują się one w pobliżu centralnej części miasta. Nabywcą jest mężczyzna w wieku pięćdziesięciu lat; poważny, nie miał złych nawyków. Jego żona i syn również zrobili bardzo pozytywne wrażenie.
Nowy właściciel w ciągu roku wybudował piętrowy dom. Nie zaczął wyburzać niedokończonego budynku - nowy budynek stał na starym fundamencie i częściowo zabudowanym piętrze. Wokół domu wyrósł piękny murowany płot; na podwórku pojawił się garaż, łaźnia, szopa, ścieżki i klomby. Ogólnie życie zaczęło tam wrzeć, ale nie na długo.
Pięć lat później jego żona poważnie zachorowała. Diagnoza - rak wątroby (jakby to był zły zrządzenie losu). Chorowała przez dwa lata i zmarła w wieku pięćdziesięciu lat. Po tych wydarzeniach zachorował sam właściciel. Zaczął pić i miał udar. Rezultatem jest niepełnosprawność. Ale nie przetrwał długo - po kolejnym wzroście ciśnienia zmarł.
Mają dwudziestoletniego syna. Facet jest dobry, pracował z ojcem, a po jego śmierci kierował biznesem. A tu wszystko jest jakby według jakiegoś diabelskiego scenariusza. Raz poszedł kupić towar i zginął w wypadku. Rodzina zniknęła, po prostu rozwiązała się w krótkim czasie.
Zagubiony i domowy
Dom był pusty przez długi czas po ich śmierci. Krewni z innych miast zabrali wszystko, co wartościowe, a lokal wystawiono na sprzedaż. Ale on, jak zaklęcie, nie był już w sprzedaży. Stał tam przez dwa lata i zaczęli go stopniowo kraść - wyjęli drzwi i okna, ukradli kocioł z łaźni, wyciągnęli wszystko, co wartościowe z domu i garażu.
Często narkomani spędzali w tym domu noc i raz, przypadkowo lub celowo, podpalali go. Ale dom nie zniknął sam - znaleziono w nim spalone ciało jednego z nieproszonych nocnych gości.
W następnych latach pozostałości budowli zostały rozebrane przez miejscowych Cyganów na cegłach. Podwórko jest zarośnięte trawą, a teren ze względu na brak dokumentów jest nadal opuszczony. I nikt nie chce zawracać sobie głowy zakupem po takich wydarzeniach - to miejsce uchodzi w naszym kraju za zrujnowane. Teraz jest na nim spontanicznie powstały wysypisko.
Szpital
Mieliśmy też stary szpital wojewódzki z polikliniką i pogotowiem ratunkowym. Szpital posiadał sześć oddziałów: chirurgiczny, w tym ropny; terapia; ginekologia; traumatologia i urologia. Wszystkie budynki placówki wybudowane w latach pięćdziesiątych są zniszczone i nie naprawiane od co najmniej dwóch dekad.
Szpital był bardzo znany. Śmiertelność w niej była po prostu zaporowa. W latach dziewięćdziesiątych zdarzały się przypadki, gdy ludzie nawet wyskakiwali z karetek, dowiedziawszy się, gdzie są zabierani. Nie ma warunków, leków, normalnych lekarzy, a personel jest zawsze pijany, zwłaszcza na nocnej zmianie. Z jakości operacji i leczenia tych lekarzy robiono straszne żarty.
Sprowadzono tam wszystkie „traumy” i przestępczość: pocięte, zastrzelone, pobite, połamane przez pijaństwo i tym podobne. Tam kontyngent miał być straszny - rzucili się na lekarzy i pielęgniarki; okradł i okradł personel pielęgniarski i proceduralny w poszukiwaniu alkoholu, środków uspokajających i narkotyków. Miejsce było wyjątkowo niebezpieczne. Z tego powodu nikt nie jeździł tam do pracy.
W rezultacie szpital ten został zamknięty z powodu modernizacji, ale nigdy go nie przeprowadzono. Lokal był pusty przez trzy lata, a potem został zlicytowany. Cały szpital okazał się nikomu bezużyteczny i został wyprzedany w częściach. Ponieważ lokal znajduje się przy jezdni, wszystkie budynki zostały dość szybko wyprzedane.
Zła energia objawiała się nawet podczas poważnych napraw
Zakupiono duże budynki na prywatną klinikę, stomatologię, komisję lekarską i kosmetologię. W mniejszych budynkach otwierano sklepy, biura i fabryki. W garażach karetki zaczął działać serwis samochodowy. Wkrótce wszystko zostało naprawione i doprowadzone do ludzkiej postaci.
Wydawało się, że wszystko się układa, ale stary szpital kontynuował swoje śmiertelne żniwa. Nie ma ani jednej instytucji, która nie okaleczyła ani nie zabiła człowieka.
Dentyści mieli fatalny przypadek - podczas ekstrakcji zęba doszło do infekcji - osoba zmarła. W kosmetologii podczas zabiegów wybuchł pożar - kilka osób doznało poważnych oparzeń. Zakłady te były rozproszone.
Serwis samochodowy również zostawił kilku kalek. Jeden ze ślusarzy został zmiażdżony w ramię, drugi w nocy wjechał samochodem klienta po wódkę i rozbił się. Rezultatem jest złamanie kręgosłupa.
Kostnica, która zamieniła się w stolarnię, wyróżniła się dwukrotnie: najpierw na maszynę nawinął pijany stolarz, a nieco później wybuchł pożar, w którym zginął inny robotnik. Potem pokój został opuszczony.
Prywatna komisja lekarska wypuszczała zaświadczenia o broni i prawach wszystkim, którzy płacili. Wśród ich klientów były osoby zarejestrowane jako osoby uzależnione od narkotyków i psychiatrii. Biuro to zostało zamknięte po głośnym wypadku z kilkoma ofiarami, który zaaranżował wariat, który otrzymał od nich zaświadczenie o swoim zdrowiu psychicznym.
Nawet sklep nie został oszczędzony tej niszczycielskiej energii! W tamtych latach przedsiębiorcy zarabiali na tzw. „paleonce” – wódce podziemnej. I tak doszło do rewelacyjnego przypadku zatrucia tym właśnie „filmem”. Kilka osób zmarło, a kilku ledwo przeżyło. Biznesmen trafił do więzienia, sklep był zamknięty.
Nie wymieniam konkretnie miasta i nie załączam żadnych zdjęć, bo coś w tych pokojach teraz częściowo funkcjonuje. Minęło ponad 15 lat i nie chcę straszyć niedoinformowanych ludzi historią tych miejsc. Ale nadal wierzę, że każdy budynek, czy to dom, czy szpital, pochłania negatywną energię, taką jak promieniowanie. Moim zdaniem to od dawna i nie warto kupować domów z takim „rodowodem”.
Czy spotkałeś takie miejsca zniszczenia? Napisz w komentarzach!
Przyjaciele, jest nas już 115 tysięcy! Polub, zasubskrybuj kanał, udostępnij publikację - pracujemyaby otrzymać przydatne i istotne informacje!
Przeczytaj także:
- Dyktatura architektury: co jest zabronione w sektorze prywatnym w USA.
- Większość: wybór gigantycznych warzyw.
Obejrzyj wideo - Aby zapobiec przesuwaniu się dachu: nadzór techniczny nad montażem dachu dla samotnego budowniczego.