Bogaci też płaczą, czyli jak zwykły marker pomógł mi uniknąć dużego zadłużenia: sprawa z placu budowy
Na budowie często zdarzają się błędy i ciekawostki o różnym „dotkliwości”. Powody są różne: od zaniedbania wykonawców po dziwactwa klienta. Ale dziwactwa klienta czasami przeradzają się w problemy dla budowniczych. Nasz rozmówca Maxim opowiedział o jednym takim przypadku.
Nie ubogi obiekt
Jestem dróżnikiem, w domu prowadzę kablowy internet. Pracuję od ponad roku i dobrze znam swój biznes - nigdy nie otrzymałem żadnych roszczeń za całe moje doświadczenie zawodowe. Ale, jak mówią, kij strzela raz w roku. Zdarzyło mi się też spalić więcej niż jedną komórkę nerwową.
Kiedyś dostaliśmy wniosek o jeden domek nie ubogi, znajdujący się w tym samym obszarze nie ubogim. Dom został niedawno wybudowany, a wewnątrz trwają już prace wykończeniowe. Drugie piętro było całkowicie wykończone, a na pierwszym piętrze byli hydraulicy, malarze i parkiety. Ogólnie rzecz biorąc, obiekt powinien być w 100% gotowy w ciągu kilku dni.
W wyznaczonym czasie przyjechaliśmy tu na prośbę naszego dostawcy. Przywitała nas gospodyni - bardzo czarująca pani. Kiedy się na nią spojrzało, odniosło się wrażenie, że została tu przeniesiona z jakiegoś serialu o luksusowym życiu. Cóż, bardziej do rzeczy ...
Nasze pierwsze pytanie brzmiało: „Gdzie zaczniemy kabel?” Pani, nie zastanawiając się dwa razy, powiedziała to przez biuro na drugie piętro. "Cóż, na drugi, potem na drugi!" - powiedziałem i poszliśmy szukać punktu wejścia. Przed schodami poproszono nas o założenie pokrowców na buty, rękawiczki i niczego nie dotykać. Pragnieniem właściciela jest prawo! I tak zrobili.
Chwilowa moda
Gospodyni zaprowadziła nas do biura i zapytała: „Gdzie zazwyczaj wiercicie dziurę do wprowadzenia kabla?” "W większości przypadków w okolicy cokołu, żeby później na cokole i poprowadzić go" - odpowiedziałem. "Nie! To nie zadziała, nie dotkniemy dębowego cokołu - odpowiedziała gospodyni. „Ogólnie rzecz biorąc, na ścianie są drogie włoskie tapety, na podłodze francuski parkiet - staraj się nie zepsuć tego swoją pracą” – dodała.
Zaczęła się długa myśl. Pani wycofała się w różne kąty pokoju i spojrzała na ścianę. Jej się to nie podoba, pogorszy się stąd widok ściany, stanie tu drogi stół. Postanowiłem pomóc w wyborze miejsca: podszedłem do ściany, dźgnąłem palec i wpadłem na „przejechany” z jej boku. „Cóż, mówiłem ci – niczego nie dotykaj! Rolka tej tapety jest warta jak twoja pensja!” - dama wycisnęła się z siebie z bezczelną intonacją i zgrzytem.
Zaczęło mi to działać na nerwy. Postanowiłem nie ingerować w ten proces, dałem jej znacznik budowlany, który zawsze noszę przy sobie, i poprosiłem, aby zaznaczyła punkt wejścia, gdy szedłem do samochodu po narzędzia.
Gospodyni wezwała brygadzistę finiszerów i zaczęła z nim dyskutować, jak niepostrzeżenie prowadzić drut, że tak powiem, „z niewielką ilością krwi”. Coś pomyśleli, po czym wezwali elektryka, który wieszał żyrandol w sąsiednim pokoju i malarza przyklejającego jej elitarną tapetę na pierwszym piętrze. Generalnie po 30 minutach od spotkania zaznaczyła na ścianie krzyżyk i powiedziała: „Tu wiercić i tylko nie próbować niczego zepsuć, położyć podłogę i pracować bardzo ostrożnie!”
Bogaty płacz też
Zrobiłem wszystko tak, jak powiedziała: pokryłem podłogę, podłączyłem odkurzacz do wiertarki udarowej i zacząłem wiercić. Z początku ściana łatwo ustąpiła, ale po chwili wiertło gdzieś odpoczęło, wcisnąłem, spadło i z otworu wytrysnął gorący płyn. „Rura jest w ścianie i ja też będę miał fajkę!” - myśl przemknęła mi przez głowę. Odruchowo szarpnąłem się, wyciągnąłem wiertło z otworu i wylałem fontannę na podłogę. Nie mogłem go uciszyć i rzuciłem się na piętro do kotłowni.
Wbiegłem do tego pokoju i znalazłem importowany sprzęt, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Jak to wyłączyć, nie jest jasne! W rezultacie wyłączyłem go, odciąłem gaz i zacząłem odkręcać wszystkie krany wychodzące z kotła. Kiedy wróciłem do pokoju, na podłodze była już ogromna kałuża gorącego płynu niezamarzającego. Dostałem się do ukrytego przeciągania rur grzewczych.
Gospodyni wrzasnęła jakby pocięta, zadzwoniła do męża, prawnika i regionalnego komisariatu policji. Zadzwoniłem do moich przełożonych. Zaczęli rozumieć, a ona z głupoty i gorączki, przy dużym tłumie ludzi, powiedziała, że sama zaznaczyła miejsce wejścia. O wszystkich dalszych perypetiach nie powiem, ciągnęły się przez sześć miesięcy, ale proces przegrała. Pani chciała zrzucić całą winę konkretnie na mnie i moją organizację, ale ze względu na to, że marker był w jej rękach i zostało to potwierdzone przez świadków, prawda okazała się po mojej stronie.
W ten sposób zwykły znacznik budowlany pomógł mi uniknąć dużych długów, które mogłyby zostać na mnie zawieszone, gdyby sytuacja była inna. I był dla mnie bardzo, bardzo realny scenariusz nieprzyjemnego rozwoju wydarzeń!
Czy spotkałeś się z podobnymi sytuacjami? Napisz w komentarzach!
Przyjaciele, rośniemy i jest nas już ponad 125 tysięcy! Polub, subskrybuj kanał, udostępniaj nasze życiowe hacki, artykuły i przepisy - pracujemyabyś otrzymywał tylko przydatne i interesujące informacje!
Przeczytaj także:
- Jak zawiązać torbę prostym, wygodnym i niezawodnym węzłem: instrukcje z wideo.
- Mieszkanie w wiejskim domu jest droższe niż mieszkanie! Pozwól mi wyjaśnić dlaczego.
Obejrzyj wideo - Dwupiętrowy dom z betonu komórkowego zrób to sam bez kapitału początkowego.