W żadnym wypadku nie nawozić porzeczek obierkami ziemniaczanymi, bo inaczej wyjdzie jak moja
Mama nauczyła mnie nawozić porzeczki obierkami z ziemniaków. Zimą zawsze zbierała muszle po obraniu ziemniaków i suszyła je. A na wiosnę zakopała go wraz z humusem pod krzakami. Lub zimą rzucała obierki pod porzeczki prosto w śnieg. Muszą być zakopane, mieszając się z glebą, aby czyszczenie było dobrze zgniłe. Dlatego nasze jagody zawsze były wspaniałe, słodkie i duże.
Moja siostra i ja zawsze robiliśmy to samo, nawet nie myśląc, że w tej metodzie zapłodnienia mogą być jakieś pułapki.
Jak nawoziłam porzeczki peelingami
Aby dokładniej opisać tę metodę, wygląda to następująco:
Zimą obierki ziemniaczane wkładałem do pudełka i suszyłem na kaloryferze, a potem wynoszę na balkon, żeby muszki się nie ruszały. Gdy w weekend szliśmy do ogrodu np. do łaźni to lałem je pod porzeczki póki śnieg nie był zbyt wysoki. Około 3-4 razy. Potem pojawiły się zaspy, oczywiście nie poszedłem do porzeczek. Porządki w tym okresie zostały po prostu wyrzucone. Na wiosnę, gdy nadszedł czas wylewania porzeczek po stopieniu większości śniegu, wciąż nagromadziłem sprzątanie i ponownie wniosłem dodatkowe porcje. W sumie około pół wiadra na krzak.
Wiosną nawóz był już na miejscu, a wraz ze śniegiem do gleby dostały się przydatne substancje. Ponadto muszle są ciemne, wygrzewały się na słońcu, a śnieg lepiej topniał pod krzakami. Przyczyniło się to do wcześniejszego kwitnienia i złożenia pąków owocowych.
Co więcej, od dwóch lat, kiedy mieszkamy w naszym domu, stale nawoziłam porzeczki peelingami. Już z nadejściem chłodu zaczęła pokrywać krzaki mieszanką środków czyszczących i kompostu.
Nieoczekiwana komplikacja
Ale wczoraj moja siostra zadzwoniła do mnie iw całkowitej panice zaczęła mi mówić, że ma problem z porzeczkami. Dotarła do daczy, podeszła do krzaków i stwierdziła, że wokół nich jest wiele śladów stóp. Po ich zbadaniu zorientowała się, że ślady pozostawiły myszy. A kiedy odgarnąłem śnieg, zobaczyłem, że młode roczne pędy zostały obgryzione, usunięto z nich korę.
Okazało się, że wabi myszy obierkami z ziemniaków, które spokojnie chodzą w ciepłe dni. A te oczywiście trafiły do słodkich młodych pędów.
Zdarzyło się to po raz pierwszy od wielu lat, kiedy stosujemy podobną metodę nawożenia. Oczywiście natychmiast przerywam tę praktykę, aby to samo się nie wydarzyło. W międzyczasie zeszła na dół i zdeptała śnieg wokół krzaków, aby ubić i uniemożliwić gryzoniom spokojne poruszanie się w nim.
Siostra mówi, że nie tylko ślady myszy, ale także kotów. Oznacza to, że koty, które nieodpowiedzialni mieszkańcy lata porzucają w ogrodach, strzegą krzaków, do których chodzą myszy. A tych zwierząt jest całkiem sporo, bo nie tylko pozostają na mrozie, ale także potrafią się rozmnażać, hodując potomstwo, które nie jest już znane ludziom.
Nic dziwnego, że moja siostra jeździ w weekendy karmić te biedne koty na wsi. Prawdopodobnie pomogli jej uratować część porzeczek.