Co sprawiło, że kupiłem elektryczny śrubokręt zasilany napięciem 220 woltów
Wcześniej (na początku tego wieku) protekcjonalnie traktowałem śrubokręty. Rozumowałem mniej więcej tak: „Nie muszę wkręcać tylu śrub w ciągu jednego roku. Poradzę sobie z tym śrubokrętem, a wiertarka elektryczna pomoże w ekstremalnych sytuacjach ”. Ale teraz inne czasy nadeszły z nowymi materiałami budowlanymi i nowoczesnymi technologiami naprawy obudów, wymagającymi masowego stosowania elementów złącznych z gwintami zewnętrznymi.
Zaczęli zapominać o określeniu „śruba” (używają go tylko przedstawiciele starszego pokolenia) i wymyślili przeróżne nazwy (potwierdzające, głuszec), czy też dostosowuje się je pod jedną definicją „wkręt samogwintujący”, nie zastanawiając się, dlaczego ten niewiertak jest popularnie nazywany Śrubokręt. Chociaż większość producentów nazywa to elektronarzędzie wiertarką.
Co skłoniło mnie do zakupu śrubokręta
Miałem już wiertarkę elektryczną. Próbowałem nim wkręcić śruby w dębową futrynę drzwi. Wynik był katastrofalny. Wiertarka zerwała łby śrub. W dodatku jest oburęczny i ciężki, więc praca była wyjątkowo uciążliwa. Podzieliłem się z przyjacielem wrażeniami z małej wytrzymałości wkrętów samogwintujących, ale on odpowiedział, że jest w narzędziu. Do wkręcenia wkrętów samogwintujących potrzebny jest śrubokręt. Byłem trochę sceptyczny co do jego słów. Ale po chwili musiałem ćwiczyć z wkrętarką akumulatorową. Byłem bardzo zaskoczony wygodą pracy z nim:
1. Uchwyt bezkluczykowy.
2. Balansowy.
3. Mała masa narzędzia.
4. Małe wymiary podłużne śrubokręta.
5. Brak podłączenia do gniazdka podczas pracy, co zwiększyło zasięg działania do nieskończoności i wygodę.
6. Sprawność podczas przerwy w zasilaniu.
Jednak był jeden niuans, który pogrążył mnie w długich myślach. Nie można pracować z rozładowaną baterią. Nie ma mowy. Konieczne było posiadanie dwóch akumulatorów, które działały i ładowały się pojedynczo.
Który wybrałem, mobilność czy konsekwencja
Ponieważ jestem osobą konserwatywną, postanowiłem kupić sobie śrubokręt zasilany z sieci. To był mój jedyny wymóg. Dwie baterie są drogie, a jedna może przerwać pracę. Dlatego kupiłem pierwszą sieć oferowaną przez handlarza na rynku „Vityaz MZEP DE-500”.
Byłem niezwykle zadowolony z zakupu:
1. Śrubokręt wydawał się wygodny i wyważony (tylko trochę do przodu).
2. Uchwyt bezkluczykowy.
3. Możliwość trybu wiercenia.
4. Regulacja siły zapadki.
5. Przycisk posłuszeństwa.
6. Dźwignia rewersu znajduje się w pobliżu przycisku start.
7. Długi kabel (prawie 2 metry).
8. Normalna moc to 500 watów.
9. Zakres obrotów wynosi od 0 do 750.
10. Niska waga - 2,2 kg.
11. Zakres mocowania szczęk - od 0 do 10 mm.
Jednak później zdałem sobie sprawę, że mój „Witiaź” nie był taki idealny. Okazało się że:
1. Wkrętarki akumulatorowe są bardziej wyważone dzięki temu, że środek ciężkości jest przesunięty w dół dzięki baterii przymocowanej do spodu rękojeści.
2. Okazuje się, że śrubokręty mogą mieć również metalowe obudowy gearboxa, których jestem zwolennikiem.
Po kilku latach użytkowania w domu złamał się gwint przeciwśrubki mocującej uchwyt do wrzeciona. Nie było możliwości znalezienia dłuższej śruby z gwintem lewoskrętnym, więc uszkodzony element musieliśmy nałożyć na klej Secundu.
A jednak nie zawiodłem się zakupem wkrętarki Vityaz MZEP DE-500.
W zestawie do niego kupiłem bity o różnych długościach i konfiguracjach (sześciokątne wewnętrzne i zewnętrzne, pięciościenny, płaski, krzyżowy itp.), elastyczny trzonek i nasadki kątowe do przykręcania pod kątem.
Jedyne, czego nie nadużywam, to wiercenie. Otwory wykonuję śrubokrętem tylko w ceramice i małej średnicy w drewnie. Uważam, że wiercenie bardzo zużywa śrubokręt.